niedziela, 17 grudnia 2017

Kaotiko - Raska y pierde (Punk Rock - 2003)

Skład:
Fonta - Bas
Aguayo - Gitara
Jony - Wokal
Aguayiko - Gitara
Xabi – Perkusja


Na wstępie chciałbym powiedzieć, że przepraszam za brak recenzji, nie mam niestety czasu, przez okres świąteczny mam nadzieję, że nadrobię luki w postach. A teraz, zapraszam do recenzji.
Recenzje powyższego zespołu zaproponowała mi jedna z czytelniczek mojego bloga, ponieważ jest jego wielką fanką. Kaotiko to grupa punk rockowa, za którym nie przepadam… Dodatkowo jest z Hiszpanii, czyli Panowie posługują się językiem którego zbyt nie lubię, ale co nie zmienia faktu, że to może nie być dobre, prawda? To znaczy… Staram sobie to tak tłumaczyć… Ale przejdźmy do płyty. Płytę otwiera utwór Rico deprimido który muszę przyznać, pod względem instrumentalnym jest dość dobry, wchodzi w ucho, skoczny riff. Chętnie zatańczyłbym pogo, ale zaraz po nim jest kolejny kawałek pod tytułem Juerga… Słuchałem tego albumu na YouTube i gdybym nie spojrzał na czas jaki minął, to myślałbym, że cały czas leci ten sam kawałek, co jest tego wielkim minusem. Wg mnie – utwory na jedno kopyto. Czuję się jakbym recenzował jedną piosenkę… OK, w refrenach różnią się między sobą, ale niestety nie ma drastycznej różnicy. Słychać na tej płycie inspiracje zespołem Sex Pistols. A gdzie pewnie chcecie wiedzieć? Otóż w utworze You nunca estuve alli, początek normalnie jakbym słyszał Anarchy In UK. Mogę bez bicia powiedzieć, że każdy utwór z tego albumu jest z utworu na utwór coraz gorszy, ta monotonia zabija. Słuchając Thrashu potrafię odróżnić nazwy utworów, a tutaj? Wszystko brzmi tak samo, do tego wokal strasznie mnie drażni. Owszem możemy usłyszeć tutaj mocne inspiracje zespołami pokroju Ramones czy Sex Pistols, ale jestem na NIE. Nie potrafię tego przesłuchać, do tego strasznie irytuje mnie język hiszpański. Moja recenzja tego albumu może być taka krytyczna z powodu prostego – nie lubię punk rocka. Z pewnością inaczej odbierze tę muzykę, fan wyżej wymienionych zespołów. Dla mnie jest to płyta na raz. Podobne utwory, zmieniony tekst i jeden riff zagrany na różne sposoby, to jest definicja tego albumu. Ale zaraz, zaraz, Lipa, przecież w thrash metalu jest tak samo. Odpowiem, tak jest tak samo, ale w thrashu to jeszcze poziom trzyma, a tutaj? Łololo, dud udu, lakukaracza.

Ocena końcowa:
2/5

Następną recenzją będzie:
The Monkees ‎– More Of The Monkees


sobota, 2 grudnia 2017

Iron Maiden – The Book of Souls: Live Chapter (Heavy Metal - 2017)

Skład:
Bruce Dickinson – Wokal
Steve Harris – Bas
Adrian Smith – Gitara
Dave Murray – Gitara
Janick Gers – Gitara
Nicko McBrian – Perkusja

Czytelnicy mojego Fanpage’a na Facebooku pewnie zauważyli, że Iron Maiden to jeden z moich ulubionych zespołów. Wydał niedawno płytę koncertową, ogłosił także trasę, gdzie znajduje się Polska, oczywiście mam już bilety na koncert w Krakowie, więc stwierdziłem, że to idealna okazja by napisać recenzje tejże koncertówki. Zwłaszcza, że mamy tam polski smaczek, którym jest utwór „Death Or Glory” z ostatniej płyty, czyli „The Book of Souls”, ale o tym później. Płyta ta, została nagrana podczas trasy promującej ostatni album, odwiedzili podczas niej kilkadziesiąt miast. Trasa okazała się ogromnym sukcesem i wielu słuchaczy, w tym również ja, przekonało się do ostatniego krążka Żelaznej Dziewicy. Album, jak i koncert otwiera znakomite „If Eternity Should Fail”… Znakomite, ale głównie w wersji studyjnej. Wielkim minusem jest to, że Dickinson zaczyna śpiewać początek który jest opowieścią i zarazem jest puszczona z taśmy, przez co głosy Bruce’a na żywo jak i z taśmy pokrywają się. Nie rozumiem tego zabiegu, według mnie początek powinien być cały z taśmy, bez dodatkowego udziału Bruce’a. Koncert ten jest głównie zlepkiem kilku wydarzeń, mamy na przykład Brazylię, RPA czy także jak wcześniej wymieniłem Polskę. Jakość nagrań jest na bardzo wysokim standardzie, tak samo jak jakość wideo, ale takowej niestety jednym ciągiem nie obejrzymy, ponieważ Panowie stwierdzili, że koncertowe wideo sprzedadzą do ITunes zamiast wrzucić za darmo na YouTube czy na ich stronę - tak jak to było w planach przed oficjalnym wydaniem płyty. Wycięte także zostały pogadanki Dickinsona, a bardzo lubię słuchać tego Pana. Brakuje tutaj też takiego utworu jak „Hallowed Be Thy Name” które, zastąpiono utworem „Wrathchild”. Reasumując, koncertówka jest na bardzo wysokim poziomie, ale jest kilka niedociągnięć końcowych, np. właśnie brak wypowiedzi Bruce’a czy brak darmowe wideo, za które trzeba zapłacić aktualnie 10 dolarów... Ewentualnie możemy obejrzeć pocięte na YouTube. Co do formy zespołu, nie mam żadnych zastrzeżeń, jest to nadal zespół który daje najlepsze koncerty na świecie i przez długie lata nikt ich nie pobije. Amen.


Ocena końcowa:
4/5

Następną recenzją będzie:
Kaotiko - 
Raska y pierde