środa, 26 czerwca 2019

Władcy Chaosu - Ciemna strona kina.



Tytuł: Władcy Chaosu (oryg. Lord of Chaos)

Reżyseria: Jonas Åkerlund
Premiera: 23 Stycznia 2018 (świat)
Główna obsada:
Euronymous – Rory Culkin
Varg Vikernes – Emory Cohen
Faust – Valter Skarsgård
Czas trwania: 1 godz. 52 min.



Wracam do was po przewie spowodowanej sesją i moim lenistwem, wracam z recenzją filmu, filmu który jest kompletną patologią umysłową, masakrą dla mózgu oraz gwałtem dla psychiki. Mowa tu o Władcach Chaosu. Do filmu podszedłem trochę nijak nastawiony, bo jestem fanem tego typu produkcji, czyli dzieł biograficzno-fabularnych.
Władcy Chaosu to twór na podstawie książki o tym samym tytule, ale opowiada on tylko o historii zespołu Mayhem, a dokładniej Euronymousa i Varga, natomiast książka, ogólnie mówi o tym, czym jest black metal.


Nigdy nie byłem zgłębiony w ten gatunek, owszem słucham takich kapel jak Venom, Bathory czy Mercyful Fate, ale to tylko namiastka tego, czym jest ten black metal. Prawdziwy ból oraz rozpacz przekazywana w tych utworach, nienawiść do kościoła oraz do ludzi, to tylko namiastka.
Film zaczyna się od sceny w pokoju Euronymousa, kiedy to siedzi z pierwszym składem Mayhemu i słuchają muzyki. Co podoba mi się bardzo, ponieważ Jonas Akerlund (reżyser) chce nam pokazać, że pionierzy tego gatunku to zwykli ludzie, a nie tylko psychopaci.


Po krótkim zapoznaniu się z postaciami i zaprzyjaźnieniu się z nimi, przychodzi pora na… legendę, Deada. Ogromne brawa dla Jacka Klimera który po prostu genialnie odegrał jego postać. Psychol z depresją pragnący śmierci, tnący sobie żyły na scenie i chlejący alkohol. Dead nie był zwykłym człowiekiem, on był chorym psycholem, bo kto niby wdycha zdechłego kruka z papierowej torebki, mówiąc, że jest to oddech śmierci. Rozdział z Deadem kończy się słynną już sceną samobójstwa, która też jest świetnie odwzorowana. Ohlin podcina sobie żyły, po czym siada na łóżku i strzela sobie w łeb. Euronymous robi zdjęcie, a to zdjęcie też trafia na okładkę płyty pod tytułem Dawn of the Black Hearts




Sprawy się powoli uspokajają, Øystein zakłada swój sklep i wytwórnię, na jego drodze pojawia się Varg Vikernes z demówką Burzum. Wtedy już chłopaki idą ostro z górki. Podpalenia kościołów, morderstwa, podpalenia, morderstwa. Euronymous rucha ich wszystkich na kasę i robi sobie w Vargu wroga. Co najśmieszniejsze, w rolę Varga wcielił się Emory Cohen, który rzekomo jest z pochodzenia żydem, a Vikernes jest przecież nazistą. Co (nie tylko) mnie poirytowało w tym filmie? Varg jest zbytnio groteskowy. W każdej scenie z nim próbują wpleść jakąś głupią sytuacje, jak np. masturbowanie krzyża czy podczas mordowania Øysteina picie mleka. Tak, kuźwa, picie mleka. Poirytował mnie jego przesadzony obraz, ale wychodzi na to, że reżyser miał w planie zamieścić tam postać którą musimy znienawidzić i chyba właśnie też dlatego, przez cały film narratorem jest Øystein Euronymous Aaresth, który mówi do nas zza grobu.


Na pewno nie jest to film dla każdego, jest to film dla fanów metalu, bądź dla fanów tego gatunku filmowego, czyli fabularno-biograficznych. (100% moje gusta) Wielu internautów wypowiada się krytycznie, co do tego dzieła, bo to muzycy praw do utworów nie dali, bo black metalu za mało, bo przekłamane, bo Varg tylko w złym świetle pokazany, bo black metal w mainstream nie może iść.
Otóż to, black metalu nie ma w filmie, bo po co? Pewnie patrzycie teraz na tę recenzję jakby pisał ją jakiś debil, ale mówię prawdę. W tym filmie black metal jest w nikomej ilości, ale mimo wszystko, klimat jest. Zamiast niego mamy kultowe kawałki takich zespołów jak Accept, Dio czy Diamond Head, między scenami mroczny ambient nam przygrywa, black metal jest tylko na koncertach i przy nagrywaniu płyt. Dlaczego? Pokazuje nam to, że ludzie którzy grali True Norwegian Black Metal to normalni ludzie, którzy pracują, piją piwo, słuchają muzyki i jedzą kebaby, jak każdy z nas. A Varg z Faustem są pokazani tak, bo jak wcześniej napisałem, Euronymous jest narratorem, a on swych błędów nie widział.

Ocena końcowa:
3.5/5

czwartek, 18 kwietnia 2019

Giełda winylowa w Bramie Pomorza - Relacja

W ostatnim czasie byłem na giełdzie winyli w Chojnicach, w galerii Brama Pomorza. Chojnice fakt, faktem nie są zbyt dużym miastem, ale na muzyce to się znają jak mało kto, przecież z tego miasta pochodzi sam Thrasher Death, czyli legenda polskiego thrash metalu. Na giełdę przyjechałem z samego rana, zaczęło się dość biednie, bo nie było zbyt dużo stoisk, a ja w głowie miałem już myśli w stylu O ludzie, pewnie znów będzie kaszana. Całe szczęście myliłem się. Rozłożyło się kilku sprzedawców z wieloma tytułami, nie tylko na winylu, ale także były płyty CD czy też gratka dla fanów kaset, ponieważ był bardzo duży wybór. Zacząłem przeglądać płyty, a tu już na samym początku były takie cuda jak Metal and Hell Kata (niestety polskie wydanie, ale w znakomitej cenie!) oraz winyl Kansas Song of America, pierwsze wydanie, z drobną ryską, która nie przeszkadza w odsłuchu. Potem zaczął się istny zalew, bardzo cieszę się, że przyjechałem tak wcześnie. Ludzi zebrało się tak dużo, całe szczęście dorwałem jeszcze debiut Kultu oraz Born Again Black Sabbath.



Całe szczęście przy kasetach nie było tylu ludzi, co najlepsze były za psi grosz. Kazik, Led Zeppelin oraz Pink Floyd za uwaga… 12 zł! (Prawie jak 12 groszy) Jestem pozytywnie zaskoczony tą akcją.




Mimo biegających dzieci, które troszkę przeszkadzały w przeglądaniu płyt, wszystko przebiegło dość dobrze, zdziwiły mnie trochę akcje w stylu Kicanie w rytmie rock and rolla (nie żartuję), ale potrafię to zrozumieć z racji tego, że było to organizowane przez galerię, a zabieg ten był użyty, by zebrać jak najwięcej ludzi. Suma sumarum akcja wypadła bardzo dobrze, byle więcej tego typu eventów i więcej sprzedawców!

środa, 10 kwietnia 2019

Osaka - Reverse EP (2019 - Rap)



Skład:
OsaKa – Wokal
Gościnnie:
Adrian Forest – Wokal w Powiedz co ze mną
Kaman – Wokal w Nie jak oni

Umarłem jak Gargamel, zmartwychwałem jak Jezus. Jedynie tymi słowami mogę Was wszystkich przeprosić za to, że zniknąłem na ponad rok czasu, ale prywatne sprawy, zmiana szkoły, przeprowadzki, nowy komputer zrobiły swoje. Na szczęście wracam już do moich kochanych czytelników z nowymi recenzjami! (Ktoś jeszcze czyta blogi?) Na sam powrót – bomba totalna, młody undergroundowy raper z Koszalina, OsaKa. Jest on reprezentantem składu Indahouse, jak dla mnie nadzieja polskiej rap sceny.
Pierwszy utwór wita nas już gitarą Lil Peep’ową, słyszymy tutaj dużą inspirację tym właśnie raperem.
Oskar dzieli się ze słuchaczem swoimi emocjami jakie towarzyszyły mu przez lata i trzymają go do dzisiaj. Słychać to głównie w autobiograficznym utworze Biegnę, który pomógł Osace wyrobić markę. Pamiętam jakby to było wczoraj, jechałem w niedzielę wieczorem do Koszalina, smutek we mnie górował gdy słuchałem tego utworu. Gigantyczne emocje Oskara udzielają się słuchaczowi, ja przyznam się bez bicia - płakałem. Ponad 100 tysięcy odtworzeń na YouTube mówi dużo o wykonawcy z podziemia. Oczywiście płyta posiada parę minusów, bo dwa utwory z gośćmi jakimi są Adi Forest oraz Kaman (pozdro chłopy!) nie zapadły mi bardzo w pamięci, ale większość wypada bardzo pozytywnie. Kawałek Ile podobnie jak Biegnę udziela się słuchaczowi bardzo, gdyż również jest przepełniony emocjami, porusza problem uzależnienia i po prostu ciężkich okresów w życiu oraz problemów jakim jest uzależnienie. Całość zamyka Deszcz z cudowną linią melodyjną która wpada w ucho.
OsaKa świetnie radzi sobie z rytmem, mixem i po prostu ma świetny głos który idealnie współgra z emocjami przekazanymi na tej płycie. Całość zawiera 24 minuty. Polecam każdemu kupić tę EPkę, która jest dostępna pod tym linkiem. Dziś jeszcze może nie czołówka sceny, ale za 2 albo 3 lata będziemy mogli ujrzeć Oskara w QueQuality, SB Maffiji, bądź Indahouse urośnie do takich rozmiarów by konkurować z tymi Labelami? Przyszłości nikt nie zna.


Ocena końcowa:
4/5

Następną recenzją będzie:
Nocny Kochanek – Randka w ciemność