Skład:
Fonta - Bas
Aguayo - Gitara
Jony - Wokal
Aguayiko - Gitara
Xabi – Perkusja
Fonta - Bas
Aguayo - Gitara
Jony - Wokal
Aguayiko - Gitara
Xabi – Perkusja
Na wstępie chciałbym powiedzieć, że przepraszam za brak recenzji, nie mam niestety czasu, przez okres świąteczny mam nadzieję, że nadrobię luki w postach. A teraz, zapraszam do recenzji.
Recenzje
powyższego zespołu zaproponowała mi jedna z czytelniczek mojego bloga, ponieważ
jest jego wielką fanką. Kaotiko to grupa punk rockowa, za którym nie przepadam…
Dodatkowo jest z Hiszpanii, czyli Panowie posługują się językiem którego zbyt
nie lubię, ale co nie zmienia faktu, że to może nie być dobre, prawda? To
znaczy… Staram sobie to tak tłumaczyć… Ale przejdźmy do płyty. Płytę otwiera
utwór Rico deprimido który muszę przyznać, pod względem instrumentalnym jest
dość dobry, wchodzi w ucho, skoczny riff. Chętnie zatańczyłbym pogo, ale zaraz po
nim jest kolejny kawałek pod tytułem Juerga… Słuchałem tego albumu na YouTube
i gdybym nie spojrzał na czas jaki minął, to myślałbym, że cały czas leci ten
sam kawałek, co jest tego wielkim minusem. Wg mnie – utwory na jedno kopyto.
Czuję się jakbym recenzował jedną piosenkę… OK, w refrenach różnią się między
sobą, ale niestety nie ma drastycznej różnicy. Słychać na tej płycie inspiracje
zespołem Sex Pistols. A gdzie pewnie chcecie wiedzieć? Otóż w utworze You
nunca estuve alli, początek normalnie jakbym słyszał Anarchy In UK. Mogę bez
bicia powiedzieć, że każdy utwór z tego albumu jest z utworu na utwór coraz
gorszy, ta monotonia zabija. Słuchając Thrashu potrafię odróżnić nazwy utworów,
a tutaj? Wszystko brzmi tak samo, do tego wokal strasznie mnie drażni. Owszem
możemy usłyszeć tutaj mocne inspiracje zespołami pokroju Ramones czy Sex
Pistols, ale jestem na NIE. Nie potrafię tego przesłuchać, do tego strasznie
irytuje mnie język hiszpański. Moja recenzja tego albumu może być taka
krytyczna z powodu prostego – nie lubię punk rocka. Z pewnością inaczej
odbierze tę muzykę, fan wyżej wymienionych zespołów. Dla mnie jest to płyta na
raz. Podobne utwory, zmieniony tekst i jeden riff zagrany na różne sposoby, to jest
definicja tego albumu. Ale zaraz, zaraz, Lipa, przecież w thrash metalu jest
tak samo. Odpowiem, tak jest tak samo, ale w thrashu to jeszcze poziom trzyma,
a tutaj? Łololo, dud udu, lakukaracza.
Ocena końcowa:
2/5
2/5
Następną recenzją
będzie:
The Monkees – More Of The Monkees
The Monkees – More Of The Monkees
Czekam z niecierpliwością na recenzję More Of The Monkees :)
OdpowiedzUsuńPo bardzo długim czasie - doczekałeś się!! https://lipnamuzykarecenzje.blogspot.com/2018/02/the-monkees-more-of-monkees-rock-1967.html
Usuńciekawie jak dalej ten blog się rozwinie.Wie ktoś z was.
OdpowiedzUsuńsię zatrzymał, ale wkrótce wraca do życia :)
Usuń