Tytuł: Władcy Chaosu (oryg. Lord of
Chaos)
Reżyseria: Jonas Åkerlund
Premiera: 23 Stycznia 2018 (świat)
Główna obsada:
Euronymous – Rory Culkin
Varg Vikernes – Emory Cohen
Faust – Valter Skarsgård
Czas trwania: 1 godz. 52 min.
Euronymous – Rory Culkin
Varg Vikernes – Emory Cohen
Faust – Valter Skarsgård
Czas trwania: 1 godz. 52 min.
Wracam do was po przewie spowodowanej
sesją i moim lenistwem, wracam z recenzją filmu, filmu który jest
kompletną patologią umysłową, masakrą dla mózgu oraz gwałtem
dla psychiki. Mowa tu o Władcach Chaosu. Do
filmu podszedłem trochę nijak nastawiony, bo jestem fanem tego typu
produkcji, czyli dzieł biograficzno-fabularnych.
Władcy Chaosu to
twór na podstawie książki o tym samym tytule, ale opowiada on
tylko o historii zespołu Mayhem, a dokładniej Euronymousa i Varga,
natomiast książka, ogólnie mówi o tym, czym jest black metal.
Nigdy
nie byłem zgłębiony w ten gatunek, owszem słucham takich kapel
jak Venom, Bathory czy Mercyful Fate, ale to tylko namiastka tego,
czym jest ten black metal. Prawdziwy ból oraz rozpacz przekazywana w
tych utworach, nienawiść do kościoła oraz do ludzi, to tylko
namiastka.
Film
zaczyna się od sceny w pokoju Euronymousa, kiedy to siedzi z
pierwszym składem Mayhemu i słuchają muzyki. Co podoba mi się
bardzo, ponieważ Jonas Akerlund (reżyser) chce nam pokazać, że
pionierzy tego gatunku to zwykli ludzie, a nie tylko psychopaci.
Po
krótkim zapoznaniu się z postaciami i zaprzyjaźnieniu się z nimi,
przychodzi pora na… legendę, Deada. Ogromne brawa dla Jacka
Klimera który po prostu genialnie odegrał jego postać. Psychol z
depresją pragnący śmierci, tnący sobie żyły na scenie i
chlejący alkohol. Dead nie był zwykłym człowiekiem, on był
chorym psycholem, bo kto niby wdycha zdechłego kruka z papierowej
torebki, mówiąc, że jest to oddech
śmierci.
Rozdział z Deadem kończy się słynną już sceną samobójstwa,
która też jest świetnie odwzorowana. Ohlin podcina sobie żyły,
po czym siada na łóżku i strzela sobie w łeb. Euronymous robi
zdjęcie, a to zdjęcie też trafia na okładkę płyty
pod
tytułem Dawn of the Black Hearts
Sprawy
się powoli uspokajają, Øystein
zakłada swój sklep i wytwórnię, na jego
drodze pojawia się Varg Vikernes z demówką Burzum. Wtedy już chłopaki idą
ostro z górki. Podpalenia kościołów, morderstwa, podpalenia,
morderstwa. Euronymous rucha ich wszystkich na kasę i robi sobie w
Vargu wroga. Co najśmieszniejsze, w rolę Varga wcielił się Emory
Cohen, który rzekomo jest z pochodzenia żydem, a Vikernes jest przecież
nazistą. Co (nie tylko) mnie poirytowało w tym filmie? Varg jest
zbytnio groteskowy. W każdej scenie z nim próbują wpleść jakąś
głupią sytuacje, jak np. masturbowanie krzyża czy podczas
mordowania Øysteina picie mleka. Tak,
kuźwa, picie mleka. Poirytował mnie jego przesadzony obraz, ale
wychodzi na to, że reżyser miał w planie zamieścić tam postać
którą musimy znienawidzić i chyba właśnie też dlatego, przez
cały film narratorem jest Øystein Euronymous Aaresth, który mówi
do nas zza grobu.
Na
pewno nie jest to film dla każdego, jest to film dla fanów metalu,
bądź dla fanów tego gatunku filmowego, czyli
fabularno-biograficznych. (100% moje gusta) Wielu internautów
wypowiada się krytycznie, co do tego dzieła, bo to muzycy praw do
utworów nie dali, bo black metalu za mało, bo przekłamane, bo Varg
tylko w złym świetle pokazany, bo black metal w mainstream nie może
iść.
Otóż
to, black metalu nie ma w filmie, bo po co? Pewnie patrzycie teraz na
tę recenzję jakby pisał ją jakiś debil, ale mówię prawdę. W
tym filmie black metal jest w nikomej ilości, ale mimo wszystko,
klimat jest. Zamiast niego mamy kultowe kawałki takich zespołów
jak Accept, Dio czy Diamond Head, między scenami mroczny ambient nam
przygrywa, black metal jest tylko na koncertach i przy nagrywaniu
płyt. Dlaczego? Pokazuje nam to, że ludzie którzy grali True
Norwegian Black Metal to
normalni ludzie, którzy pracują, piją piwo, słuchają muzyki i
jedzą kebaby, jak każdy z nas. A Varg z Faustem są pokazani tak,
bo jak wcześniej napisałem, Euronymous jest narratorem, a on swych
błędów nie widział.
Ocena
końcowa:
3.5/5