piątek, 20 października 2017

Taco Hemingway – Szprycer (Rap - 2017)

Skład:
Taco Hemingway – Wokal
Rumak - Bity

Niestety. Tak, niestety. Mój ulubiony raper, a wydał coś takiego. Nie no dobra, zbyt ostro zacząłem tę recenzję. Taco Hemingway, który ma na swoim koncie już 4 EP (w tym jedna po angielsku!), jeden pełnoprawny album i w te wakacje wydał kolejne EP. Jak to wiemy, Fifi wydaje swoje albumy za darmo do pobrania, ale także do kupienia fizycznie. Każdy  był przyzwyczajony do jego wyjątkowego stylu a nie typowego rapowania, jak praktycznie każdy raper z tej nowej fali, a tu tak, włączam pierwszy utwór czyli Nostalgia już zaczyna się inaczej, bo od mocnej perkusji. Myślę sobie wow, dziwnie się zaczyna, zaraz po tym załamanie… Autotune. Tak, autotune u Taco. Popłakałem się ze smutku. Lirycznie jest bardzo dobrze, ale wykonanie… Nie chcę tego komentować. Następnym kawałkiem który wpadł mi w pamięć nazywa się Tlen, tutaj mamy bardzo fajny refren, miło się go słucha, nóżka chodzi, wpada w ucho i łatwo zapamiętać, niestety gorzej jest już pod koniec, gdzie znów mamy to samo co w Nostalgii czyli autotune, jest on przesadzony. Ta recenzja będzie trochę krótsza, bo jest praktycznie jeden patent. Bardzo dobra warstwa liryczna, co na plus, ale OGROMNYM minusem jest to, że Taco przesadza tutaj ze wspomnianym już Autotune’m, jest go za dużo. Jakby to nie był Felipe, to ta płyta uzyskałaby wyższą notę, niestety Taco potrafi zrobić dużo lepsze albumy. Do Trójkąta Warszawskiego (Pierwsze EP Taco, po polsku), Szprycer nawet się nie chowa. Jak dla mnie jego najgorszy album. Już nawet jedna zwrotka w Nowym Kolorze zjada cały album.
W skrócie: Jakby to był album innego rapera byłaby 4, tak niestety musi być bardzo naciągana 3.

Ocena końcowa:
3/5

Następną recenzją będzie:
David Gilmour – Live At Pomepii

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz