Skład:
Taco Hemingway – Wokal
Rumak - Bity
Niestety.
Tak, niestety. Mój ulubiony raper, a wydał coś takiego. Nie no dobra, zbyt
ostro zacząłem tę recenzję. Taco Hemingway, który ma na swoim koncie już 4 EP
(w tym jedna po angielsku!), jeden pełnoprawny album i w te wakacje wydał
kolejne EP. Jak to wiemy, Fifi wydaje swoje albumy za darmo do pobrania, ale
także do kupienia fizycznie. Każdy był
przyzwyczajony do jego wyjątkowego stylu a nie typowego rapowania, jak
praktycznie każdy raper z tej nowej fali, a tu tak, włączam pierwszy utwór
czyli Nostalgia już zaczyna się
inaczej, bo od mocnej perkusji. Myślę sobie wow,
dziwnie się zaczyna, zaraz po tym załamanie… Autotune. Tak, autotune u
Taco. Popłakałem się ze smutku. Lirycznie jest bardzo dobrze, ale wykonanie…
Nie chcę tego komentować. Następnym kawałkiem który wpadł mi w pamięć nazywa
się Tlen, tutaj mamy bardzo fajny
refren, miło się go słucha, nóżka chodzi, wpada w ucho i łatwo zapamiętać,
niestety gorzej jest już pod koniec, gdzie znów mamy to samo co w Nostalgii czyli autotune, jest on
przesadzony. Ta recenzja będzie trochę krótsza, bo jest praktycznie jeden
patent. Bardzo dobra warstwa liryczna, co na plus, ale OGROMNYM minusem jest
to, że Taco przesadza tutaj ze wspomnianym już Autotune’m, jest go za dużo.
Jakby to nie był Felipe, to ta płyta uzyskałaby wyższą notę, niestety Taco
potrafi zrobić dużo lepsze albumy. Do Trójkąta
Warszawskiego (Pierwsze EP Taco, po polsku), Szprycer nawet się nie chowa. Jak dla mnie jego najgorszy album.
Już nawet jedna zwrotka w Nowym Kolorze
zjada cały album.
W skrócie: Jakby to był album innego rapera byłaby 4, tak niestety musi być
bardzo naciągana 3.
Ocena końcowa:
3/5
Następną recenzją będzie:
David Gilmour – Live At Pomepii